
Tekst poniższy ma swoje latka (zrodził się w 2020), a czas bezlitośnie pomyka, zatem być może pewne klasyfikacje już nieco zmutowały. Jednakże w naszej pięknej (nie tylko duchowo, architektonicznie, wykonawczo oraz ogólnie szeroko bezobjawowo) ojczyźnie wszystkie nowinki implementuje się równie dynamicznie niczym BIM w trzyosobowej pracowni, zatem żywię skromną nadzieję, iż pewne rozpoznania w nim zawarte nie straciły tak bardzo na ostrości.
Jak powszechnie wiadomo, rozpoznanie potrzeb inwestora jest jednym z pierwszych zadań architekta, które umożliwiają rozpoczęcie procesu projektowego. Architekt bez dobrego wywiadu, rozeznania w oczekiwaniach, możliwościach, ograniczeniach, a przede wszystkim (często nieuświadomionych) potrzebach klienta nie ma prawa oczekiwać, że jego praca ma jakiekolwiek szanse, by zakończyć się sukcesem.
Jednak każda cegła ma dwa końce oraz górę i dół (choć umowne). Dlatego inwestor oczekujący, że jego współpraca z architektem zakończy się sukcesem, powinien przede wszystkim wiedzieć, do jakiego konkretnie rodzaju projektanta ma się zwrócić. Architekci bowiem tak jak przedstawiciele wszystkich grup zawodowych wbrew pozorom nie są homogeniczną masą, dzielą się na podgrupy, a ich poprawna identyfikacja i przyporządkowanie typologiczne pozwoli inwestorowi nie tylko wybrać i dopasować odpowiedniego architekta do odpowiedniego zlecenia, ale zyskać pewność, że w trakcie współpracy nie wypłyną fundamentalne różnice światopoglądowe, niemożliwe nie tyle do uzgodnienia na drodze dyskusji, ile pogodzenia na poziomie ontologicznym i farmakologicznym jak np. niewiara w dachy dwuspadowe (lub płaskie), kult szczerości materiałów, gzymsofobia lub gzymsofilia, tynkopatia, zaawansowany biało-grafityzm elewacyjny (nieuleczalny), echprzeszłościzm, okładzinofilia, płytkizm wszechpodłogowy, krańcowy betonizm lub (równie agresywna) monodrewnoza czy też kubaturyzm. Wymienione przykłady podaliśmy poglądowo, jest ich dużo więcej i występują oczywiście w różnym nasileniu u różnych projektantów, bywa także, że pojawiają się konfiguracje teoretycznie wykluczające się. Życie wszak — jak każdy projekt — zaskakuje, nie oczekujmy więc rozwiązań uniwersalnych obejmujących całe spektrum rzeczywistości, wszak jak wiemy, piekło jest wybrukowane kolejnymi nowelizacjami prawa budowlanego.
Przedstawiamy zatem narzędzie niedoskonałe i ogólne niczym mapa, która nie gwarantując 100% dokładności, powinna jednak zaprowadzić pod poszukiwany adres. Typologię skonstruowano na podstawie wieloletnich badań: wywiadów z projektantami, inwentaryzacji i analiz ich archiwów projektowych, garderoby oraz przyznawanych przez nich lajków na FB. Kolejność podgrup typologicznych jest przypadkowa, tj. alfabetyczna i nie ma na celu lansowania lub piętnowania żadnej z nich:
BIUROWCORÓB
Historia
Biurowcorób to jeden ze stosunkowo nowych typów architekta, w sensie specjalizacji, jednak w praktyce ma niemal zawsze co najmniej 49 lat. Zaczynał od budynków wielorodzinnych, potem zorientował się, że tylko projektując biurowce, ma szansę na to, by postawić coś na miarę własnej skromnej piramidy Cheopsa.
Cechy
Skuteczny, obyty, kulturalny, ale też potrafi w razie potrzeby tak bezlitośnie opierdolić, że nawet najstarszemu i najtwardszemu majstrowi na budowie kapcie spadną, a w oku zaszkli się łza przerażenia czystszego niż spirytus deluxe. Cechuje go stylowa siwizna i ogorzała twarz, którą opalił, hartując się w ogniu dzikiego kapitalizmu lat 90. oraz na nartach w Aspen. Zawsze nosi świetnie skrojony garnitury i twarde łokcie. Ma dobre kontakty w każdym urzędzie i potrafi przesuwać korytarze powietrzne (prócz wojskowych) oraz błyskawicznie korygować wszystkie prawomocne MPZP. Bardzo drogi, ale po przeliczeniu na m2 powierzchni najmu (od 20 000 m2) — w sumie tani.
Dla kogo
Dla dużych firm i korporacji — doskonale włada nowomową biznesową, rozumie, że jest tylko jeden bóg Excel i z miejsca w pamięci oblicza koszt inwestycji do 100 000 m2, z dokładnością do dwóch zer po przecinku, powyżej ww. wielkości powierzchni użytkowej potrzebuje już jednak serwetki i długopisu, na której obok finansowej kalkulacji naszkicuje na poczekaniu koncepcję.
A dla kogo nie
Absolutnie odradzany małym inwestorom prywatnym, wartość jego najtańszego auta co najmniej dziesięciokrotnie przewyższa ich najwyższy budżet, prycha z pogardą na dźwięk określenia ergonomiczne wnętrze, bo projektuje tylko kubatury, a mając do czynienia z rysunkiem elewacji budynku poniżej 8 kondygnacji zawsze myśli, że to tylko detal ściany osłonowej.
EKOANARCHITEKT
Historia
U nas pewna nowinka, ale w historii architektury zakorzeniony od 1968. Z braku kalifornijskich pustkowi w Polsce występuje głównie w dużych miastach.
Cechy
Bezkompromisowy ideowiec — gardzi określeniami typu "budżet", a wspominanie przy nim o PUM-ie, czy powierzchni sprzedaży może go doprowadzić do ataku padaczki lub wybuchu retorycznej agresji rażącej niczym koktajl Mołotowa. Działa przeważnie społecznie w squatach (opatentował dostępny na licencji open source dom-karton dla bezdomnych i radykalnych antysytemowców), na zasadzie wymiany baretrowej przy projektach vege-gastronomii oraz przede wszystkim przy niszowych projektach artystycznych dotowanych przez Sorosa. Kocha naturę, a wkurza go miasto jako pole starcia dobra z kapitalizmem, który ciągle wygrywa. Przez lata rozwijał wizję miasta-drzewa, ale ostatnio zaczęło mu niepokojąco przypominać tuję, więc teraz poszedł w kierunku kakutsów.
Dla kogo
Dla osób gardzących systemem oraz tęskniących do natury w wersji hard. Przymknie oko na cienki portfel, ale na sugestię wyboru mebli z Ikei, podrze projekt i pokaże środkowy palec albo plecy (opcjonalnie lub i jedno i drugie).
A dla kogo nie
Z oczywistych względów absolutnie odradzany wszelkim członkom rad nadzorczych, prezesom i innym krwiopijcom, ale także szeregowym bezmyślnym kółkom w kapitalistycznej machinie.
GRAFITOWY KAPŁAN
Historia
Grafitowy kapłan był od drugiej połowy XX wieku do początku XXI wieku stereotypowym społecznym wyobrażeniem architekta. Akolita dwóch najsłynniejszy czarnych kapłanów (Le Corbusiera i Miesa van der Rohe). Trochę anachroniczny, ale do perfekcji opanował sztukę adaptacji tj. odpiął kołnierzyk, wdział golf i wciąż trzyma fason.
Cechy
Jak nazwa wskazuje, grafitowy kapłan preferuje grafit (dawniej wzorem swych mistrzów nosił czerń, ale z czasem zoptymalizował swoją gospodarkę cieplną pod wpływem popularności budownictwa pasywnego, ale przed wszystkim wkurwiających paprochów kalających jego szatę). Niech was nie zwiodą grube oprawki designerskich okularów – to zerówki, ma sokoli wzrok i refleks jastrzębia, czyt. klienta wyceni równie sprawnie jak skasuje. Roztacza aurę ezoteryzmu i naucza, że design oraz technologia nas wyzwolą, choć na kompie ogarnia tylko maila, w cadzie rysują za niego wyrobnicy. W kontaktach z grafitowym kapłanem wymaga się znajomości podstaw liturgii projektowej, np. zamiast laickiego „zaprojektować” stosujemy określenie „kreowanie przestrzeni”, nie bluźnimy też nigdy o „przesunięciu kibla” — w takim wypadku należy zaintonować „Psalm o stworzeniu alternatywnej koncepcji toalety”.
Dla kogo
Dla miłośników nowoczesnej architektury sprzed 100 lat, którym klasyka myli się trochę z awangardą oraz klasy średniej i aspirujących dorobkiewiczów. Polecany też socjopatom, biurokratom, niezadowolonym z siebie bałaganiarzom oraz daltonistom (kolorystyka projektów jest zawsze grafitowo-biała).
A dla kogo nie
Na pewno nie dla miłośników tradycyjnej architektury sprzed 100 lat (i wcześniejszej), którzy nie lubią prostych biało-grafitowych elewacji oraz klasy średniej i aspirujących dorobkiewiczów marzących o dworku. Nie polecany też osobom samotnym z tendencją do stanów lękowych oraz hipisom i hipsterom.
NEOHIPSTER
Historia
Neohipster, terminował u grafitowego kapłana i biurowcoroba. Szybko zrozumiał tam, że duże i średni pracownie projektowe to wyzysk i śmierć indywidualizmu. Samodzielną praktykę zaczynał od pracowni w piwnicy i projektu ogródka w swojej kamienicy. Dziś ma biuro w śródmieściu trochę w stylu loftowym, trochę w eklektycznym, a jeszcze trochę niewykończone (bo inwestorzy ciągle gonią), ale w sumie w nowym budownictwie, gdzie prowadzi średniej wielkości pracownię.
Cechy
Połączenie młodzieńczej energii i doświadczenia. Czasem jeździ na hulajnodze a czasem swoim Saabem, który własnoręcznie reperuje, ale że nie ma czasu (inwestorzy ciągle gonią), dlatego do pracy dojeżdża zazwyczaj nieśmiertelną rodzinną Škodą kombi (ale czarną). Lubi eksperymenty, ale inwestorzy ciągle gonią, więc nie popadł w awangardę. Przyjazny i konkretny, choć czasem, gdy nikt nie widzi, popłakuje przy kolejnym projekcie z dachem dwuspadowym (ale za to z blachy). Lubi też surowe OSB, egzotykę i wyzwania. Kiedyś zaprojektował nawet kościół w kształcie dziurawego wiadra.
Dla kogo
Dla nowoczesnych rodzin z dziećmi / psami / kotami (preferowane) i singli oraz małych i średnich przedsiębiorców.
A dla kogo nie
Skostniałych tradycjonalistów, bo nie ma czasu edukować kompletnych ignorantów. Unika też radykalizmów (bardziej wegetarianizm niż weganizm) oraz mieszkańców zbyt małych miejscowości.
PALLADIARZ
Historia
Mimo bogatych tradycji historycznych architekt palladiarz jest u nas równie rzadko spotykany, jak ekoanarchitekt. Uczelnie niemal w całości przejęte przez kadrę grafitowych kapłanów, biurowcorobów i neo-hipsterów sprawiły, że obecnie grupy palladiarzy działają w architektonicznym podziemiu. W większych naziemnych skupiskach widywany tylko w państwach anglosaskich.
Cechy
Kolumny i belkowanie muszą być. Palladiarz sfrustrowany sukcesem grafitowego kapłana wytworzył własną równie restrykcyjną doktrynę, bazującej na czytaniu XVI wiecznych traktatów architektonicznych i głowieniu się jak znaleźć wykonawcę, który potrafi zbudować coś bardziej skomplikowanego niż krzywa ściana z ytonga. Z braku laku specjalizuje się w zabytkach, w wolnych chwilach dostaje ataków paniki na blokowiskach. Określenie „klasyczne proporcje!” to największy komplement w jego ustach (na polskich ulicach kieruje go jedynie ku mijanym dziewczętom). W przypływie melancholii czyta Wergiliusza. Codziennie.
Dla kogo
Dla kogoś, kto zawsze chciał mieć budynek zabytkowy (w jakimkolwiek stylu, oczywiście prócz modernistycznego i reszty tej powojennej zarazy), ale nie może kupić. Także dla dawnych posiadaczy ziemskich i niedobitków arystokracji z dobrze zachowanymi szwajcarskimi kontami oraz cierpliwych pasjonatów z obsypujących się kamienic.
A dla kogo nie
Powinni go szczególnie unikać miłośnicy starożytnego Rzymu w wersji przaśnej, którzy nie rozróżniają porządków architektonicznych (palladiarz tych odstępców traktuje niczym Neron dawnych chrześcijan) oraz amatorzy bunkrów, szklanych domów i sztuki współczesnej.
POSTSTYROTYPISTA
Historia
Zaczynał w latach 90. jako wierzący postmodernista, dziś trochę wstydzi się tych początków, choć dalej mieszka w zaprojektowanym przez siebie czerwono-niebieskim „domu pod kątem 45 stopni” i wciąż ma siniaki od siedzenia na zaprojektowanych przez siebie krzesłach. Obecnie mała pracownia na obrzeżach miasta, maila używa rzadko, bo starzy wierni klienci sami wracają.
Cechy
Zjadł zęby na nowelizacjach prawa budowlanego, kiedyś nawet pracował w urzędzie, ale wstydzi się tego bardziej niż postmodernizmu. Z każdej nawet najgłupiej wydanej WZ-etki wyciśnie max. PUM i dorzuci jeszcze kondygnację gratis. Skuteczny, ale pozbawiony złudzeń (lubi westerny). Ostatnio głównie typówka i co pół roku plomby mieszkaniowe dla znajomego dewelopera-dentysty.
Dla kogo
Dla małych i średnich deweloperów, którzy kochają słowo „optymalizacja”, właścicieli małych działek marzących o ogromnym domu i wszystkich pozostałych kompletnie zagubionych w piekle procedur urzędowych.
A dla kogo nie
Absolutnie nie dla ekofaszystów nierozumiejących zalet styropianu, czy rozmemłanych hipsterów, uważającym, że płyta OSB dobrze wygląda jako materiał wykończeniowy oraz tych niby-znawców architektury, którzy alergicznie reagują na słowo „gzyms”.
RADYKALNY PARAMETRYSTA
Historia
Najmłodszy z całej ferajny. Dziecko najnowszych technologii — nie wie co to kalka techniczna ani papier milimetrowy, ale po określeniu parametrów wyjściowych umiałby napisać na nie algorytm. W przeciwieństwie do grafitowego kapłana nie tyle „wierzy” w design i technologię, ile po prostu „wie”, że tylko one mogą nas wyzwolić. Nadużywa sformułowania „zmiana paradygmatu”, choć trochę go nie rozumie.
Cechy
Wpada w panikę w strefach pozbawionych wi-fi, a komputera używa do wszystkiego oprócz podcierania tyłka. W realu trochę wycofany, ale na fejsie król swojej banieczki, algorytmy wyświetlania jedzą mu z ręki. Za pomocą zaawansowanego oprogramowania potrafi np. estymować trajektorie klientów sieciówek z dokładnością do 99,999%. Na tym zarabia, nie licząc zajęć na uczelni, gdzie demonstruje studentom jak za pomocą trzech superkomputerów oraz pięciu drukarek 3D stworzyć model stołka. Czasami trafiają mu się fuchy od wymagających klientów, np. karoseria UFO, czy namiot go-go w kształcie hiperfallusa dla szejków z Dubaju.
Dla kogo
Głównie polecany kosmitom, androidom, szejkom z Dubaju, miłośnikom technologii XXX wieku oraz zapalonym majsterkowiczom, którzy chcieli sobie zrobić designerski stołek, ale nie potrafią programować maszyn CNC.
A dla kogo nie
Zdecydowanie nie dla ludzi marzących o domku z ogródkiem w stylu ziemskim oraz bieda-deweloperów od pudełkowatych styropianowych boleści.
Komentarze
Prześlij komentarz
TU SIĘ MOŻNA UZEWNĘTRZNIAĆ